Od początku nie wierzyłam tej historii. Ona nie mogłaby się wydarzyć. Widz został potraktowany jak ostatni debil. Dałabym 5, ale aktorstwo miażdży, więc 1 więcej się należy.
Do tego przepakowana postać Seymoura-Hoffmana (on zawsze miażdży), transwestyta, transseksualista i gej w jednym, no tragedia. Ale fakt, najgorszy był bijący z obrazu infantylizm i ckliwość. Nie obejrzałbym tego filmu drugi raz nawet gdyby mnie Paul i Peter z "Funny Games" zmuszali ;)
Czy aby nie mylisz "infantylizmu i ckliwości" z poczucie humoru? Bo tych pierwszych się nie dopatrzyłam...
Też nie uwierzyłem w tą historię, aczkolwiek jest to film przyjemny do oglądania. Bardzo mi ten film przypomina motyw z Zapachu Kobiety i Rain Mana czyli przyjaźń między dwoma skrajnie innymi ludźmi. Przyjemna historia jak w Forrest Gump czy "Co gryzie Gilberta Grape'a" z happy endem.
Aczkolwiek przegięciem było, że Walt prosi o pomoc Rustego którego się brzydził. To tak samo jakby Nazista prosił murzyna by nauczył go tańczyć. Ja bym w życiu nie poprosił o pomoc osoby której nie toleruję i nie trawię bo prosząc o pomoc dałbym jej satysfakcję - kto by nie chciał zobaczyć na kolanach żebrującego o pomoc człowieka który dzień wcześniej zwyzywałby cię od najgorszych.
Niemniej to tylko film więc trzeba to zaakceptować, choć obniżyłem za to ocenę. No i fantastyczna gra aktorska zasługuje na ocenę która poniżej pewnego poziomu spaść nie może.